Tatry i krokusy – niebezpieczne związki?

Dopiero co śnieg ustąpił z pastwisk i hal Podhala. Ciepłe, wiosenne słońce ogrzało zmarzniętą ziemię, która odpowiedziała mieniąc się wszystkimi odcieniami fioletu.

Całe łany szafranu spiskiego (potocznie zwanego krokusami) pojawiły się w Tatrach Zachodnich, na Gubałówce czy nawet we wsiach położonych poniżej jak Witów czy Kościelisko. Ale najwspanialej i najbardziej okazale zakwitła jak co roku Polana Chochołowska.

Okolona wciąż jeszcze białymi szczytami, ozdobiona tradycyjnymi szałasami pasterskimi wyglądała imponująco.

To było jej święto. Ale też i przekleństwo…

Przyroda nie lubi popularności. Tłumy jakie nawiedziły Dolinę Chochołowską w jeden krótki weekend 3-4 kwietnia (8 tys. w sobotę i 25 tys. w niedzielę) przeraziły chyba nie tylko pracowników TPN, czy obrońców przyrody ale i samych turystów.
Bo co to za frajda jechać w korku do Zakopanego, stać parę godzin do kasy u wlotu Doliny, by potem kolejne dwie godziny iść zatłoczonym szlakiem do schroniska?

Może czas pomyśleć o dziennych limitach? A może czas poszukać krokusów w innych miejscach, by w ciszy i spokoju móc kontemplować piękno tych delikatnych ale dzielnych pionierów wiosny?