Kartka z kalendarza – czerwiec
Polska – projektowany Turnicki Park narodowy
Projektowany Turnicki Park Narodowy
Maj 2021
dane techniczne:
Canon EOS 5D Mark IV; Canon EF 24-105mm f4L IS USM
parametry:
ISO 200; f/8; 2 sek; długość ogniskowej 30mm, filtr polaryzacyjny
Kartka na czerwiec z kalendarza Islandia 2024
Już kilka dni włóczyłam się z aparatem po terenach projektowanego Turnickiego Parku Narodowego. Malownicze Pogórze Przemyskie zachwycało bujną zielenią buczyny, szerokim widokiem połonin, czy kwitnącymi jabłoniami – pozostałością po wioskach zamieszkałych przed wojną przez Rusinów. Jedyne, czego brakowało, to porannych mgieł.
Tak było też tego poranka. A przynajmniej byłam pewna, że tak właśnie się dzieje, kiedy o świcie przewracając się z boku na bok, sennie rzuciłam okiem przez okno. Przytuliłam głowę do poduszki, kiedy dotarł do mnie alarm. Była mgła! Wisiała gęsta w powietrzu, otulając świat niczym pierzyną.
Zerwałam się na równe nogi. Kilka minut później już jechałam w kierunku wypatrzonego wcześniej starodrzewia. Bardzo lubiłam ten fragment lasu i moim marzeniem było uchwycić go właśnie w porannej mgle. Oczywiście mgła w lesie należy raczej do rzadkości, ale miałam szczęście. Zdążyłam zrobić kilka kadrów, kiedy mgła zaczęła znikać, a zza horyzontu wypłynęła na niebo chmura burzowa. Błyski i grzmoty zasugerowały szybki powrót do samochodu. Jednak nie wracałam z niczym. Na szczęście.
Projektowany Turnicki Park Narodowy, to jedna z ostatnich enklaw Puszczy Karpackiej na terenie Polski. Teren poprzecinany licznymi wąwozami, dziki i do niedawna trudno dostępny nie tylko dla wędrowców, ale i dla pilarzy. Niestety rozwój technologiczny sprawił, że w teren wjechał ciężki sprzęt nie tylko siejąc spustoszenie wśród wiekowych, nierzadko o wymiarach pomnikowych jodeł, buków i jaworów, ale niszcząc jakże cenny pełen życia podszyt. Drogi zrywkowe, składy drewna, szlabany – zamiast sanktuarium dzikiej przyrody, kombinat leśnego przemysłu.
Jednak takie traktowanie naszego dobra narodowego, budzi sprzeciw. Grupa młodych ludzi przez wiele miesięcy prowadziła pokojowy protest, blokadę wycinki, nagłaśniając sprawę Puszczy Karpackiej. Ważną robotę wykonywali również ludzie nauki, prowadząc badania przyrodnicze w ramach Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Coraz więcej osób w Polsce słyszało o planowanym, projektowanym, niewidzialnym… Turnickim Parku Narodowym.
Walka z czasem wciąż trwa.
Islandia – maskonury na klifach Látrabjarg
Islandia, Fiordy Zachodnie – klif Látrabjarg
Sierpień 2015
dane techniczne:
Canon EOS 5D Mark II
Canon EF 17-40mm f/4L USM
parametry:
ISO 1250; f/8; 1/50 sek; długość ogniskowej 17mm
Kartka na czerwiec z kalendarza Islandia 2024
Fiordy Zachodnie. Poza Interiorem wyspy chyba najmniej zamieszkały region Islandii. Drogi nieraz szutrowe mozolnie biegną wokół brzegów fiordów wcinających się w głąb lądu. Można nimi dotrzeć nad klify Látrabjarg, do latarni morskiej Bjargtangar – najbardziej wysuniętego punktu Europy (nie licząc portugalskich Azorów).
I to właśnie tam spotkałam swoje pierwsze islandzkie maskonury.
Maskonur zwyczajny (Fratercula arctica) to niezwykły ptak, z pozoru przypominający krzyżówkę pingwina z papugą. Większość swojego życia spędza na wodach oceanu, a na ląd wraca tylko w porze lęgowej. Swoim silnym dziobem wykopuje w ścianach klifu (w tufie wulkanicznym) długie norki, w których składa jaja. Sezon lęgowy trwa zazwyczaj od maja do ok. połowy sierpnia. W tym czasie można je spotkać pracowicie wędrujące pomiędzy wodą a lądem, nierzadko z pięknym pękiem małych rybek w czerwonym dziobie. Najbardziej aktywne stają się pod wieczór.
19 sierpnia mogło być nomen omen już po ptakach. A jednak, kiedy tuż przed zachodem słońca udało się dotrzeć nad klify – oprócz pięknego światła, przywitały mnie „puffins”. Pojedynczy fotografowie gdzieniegdzie polujący na kadry, a tak pusto i dziko. Maskonury sprawiały wrażenie jakby w ogóle nie bały się ludzi. Dreptały spokojnie, zajęte swoimi sprawami. Po zrobieniu serii ujęć długą ogniskową, pomyślałam, ze można by ukazać te niezwykłe ptaki w szerszym, środowiskowym ujęciu. Nie było wtedy jeszcze żadnych płotków ani barierek. A zatem z podpiętą krótką ogniskową podczołgałam się na skraj ponad 400 metrowego klifu, uważając, by nie zlecieć. Potem zostało mi jedynie poczekać, aż modele sami wyjdą przed szkło.