Kartka z kalendarza – lipiec

Polska – Bieszczady, Połonina Caryńska

Bieszczady, Połonina Caryńska
Lipiec 2014

dane techniczne:
Canon EOS 5D Mark II; Canon EF 17-40mm f4L IS USM

parametry:
ISO 100; f/11; 2 sek; długość ogniskowej 17mm, filtr połówkowy

Kartka na lipiec z kalendarza Polska 2024

Zazwyczaj latem zaszywam się gdzieś „w dziczy” i staram się unikać miejsc tak popularnych turystycznie, jak nasze kultowe Bieszczady. Tłok i gwar zbyt skutecznie zagłuszają odgłosy dzikiej przyrody, by czerpać radość z pokonywania górskich kilometrów. Jednak kiedy w lipcu 2014 roku przybyłam na zaproszenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, by uczestniczyć w pracach jurorskich konkursu fotograficznego, wykorzystałam ten fakt i o świcie ruszyłam na szlak. Na szczęście pusty nad ranem.

Poranek na Caryńskiej okazał się wyjątkowo zjawiskowy. Morze chmur wokoło, czyste niebo ponad szczytami. Inwersja – marzenie fotografa krajobrazu: tajemnicza przed wschodem, zjawiskowo piękna pod dotykiem pierwszych promieni słońca.

Jednak sam wschód, choć jak zwykle ucieszył oko, nie zainteresował mnie pod kątem fotograficznym. Aparat nie umie oddać kolorów wschodzącego słońca, pozostawiając w kadrze większą lub mniejszą białą plamę. Szukałam więc kadrów wokoło, omijając samą „kulkę”. Bardzo lubię zdjęcia w tzw. kontrze (pod słońce, bez słońca), ale tym razem najciekawszy okazał się kadr z bocznym oświetleniem. Kierunek – połonina Wetlińska, szeroki kąt.

I tak oto powstała moja ulubiona fotografia uwieczniona z Połoniny Caryńskiej. Mój kadr na miesiąc lipiec.


Islandia – wodospad Brúarárfoss

Islandia, wodospad Brúarárfoss
Czerwiec 2022

dane techniczne:
Canon EOS R5
Canon RF24-105mm F4 L IS USM

parametry:
ISO 1250; f/8; 6 sek; długość ogniskowej 85mm,
filtr polaryzacyjny; szary neutralny ND500

Kartka na lipiec z kalendarza Islandia 2024

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam w Internecie zdjęcie tego wodospadu, rozpoczęłam długie i czasochłonne poszukiwania. Był to prawdziwy „hidden game” – ukryta perła, o której mało kto jeszcze wiedział.

Dotarcie do niego było wtedy nie tyle długie, co dosyć skomplikowane – przez mały mostek, brzozowy zagajnik pełen błota (którego doświadczyłam organoleptycznie), bez szlaku, na tak zwanego czuja. Ale udało się. Wart był poszukiwań. A na mostku spotkałam właściciela okolicznych gruntów, wspominającego czasy, kiedy jako młody chłopak jeździł po tych terenach konno. Obecnie niemożliwe, z powodu wszędobylskiej brzozy karłowatej.

Kiedy wróciłam na Islandię dwa i pół roku później – magia ukrytego skarbu prysła. Brúarárfoss był już na tyle znanym wodospadem, że zbyt wielu chętnych próbowało się przedrzeć przez brzozowe zarośla po piękne widoki. Stara, przełajowa ścieżka została więc zamknięta i wytyczono oficjalny 3,5 km szlak wzdłuż rzeki. Piękna, widokowa droga pełna ciekawych kadrów częściowo wynagrodziła tę smutną zmianę.

A sam wodospad? Najpiękniejszy w słońcu, które wydobywa niezwykły koloryt wody. I ilekroć tam jestem (zimą wygląda inaczej, może ciut mniej efektownie, choć też ciekawie) – zachwyca mnie swoim kolorytem, kurtynową budową, kaskadami, wirami na wodzie. Zawsze jest jakiś temat – zarówno na kadr bardzo szeroki, wąski, ukazujący detale, jak i najbardziej klasyczny – taki, który wybrałam na kartkę z kalendarza.