Bukowe Berdo zmrożone i zawiane

Prognozy pogody dla południowo-wschodniego krańca Bieszczadów co prawda pokazywały jeszcze mróz, ale też i pełne zachmurzenie. Skończył się krótki, słoneczny wyż. Z zachodu powoli nadciągał ciemny wał chmur, wraz ociepleniem i szarugą. W sumie nie było sensu ruszać w teren. A jednak… Bukowe Berdo nazbyt mocno kusiło!

Na grani, oprócz mrozu, przywitał mnie silny wiatr  i chmury.
Chociaż niewiele było widać i tak było pięknie – każda gałązka karłowatych jarzębin ozdobiona była lodową chorągiewką szadzi. 

Powoli, niczym syberyjski tułacz, przecinałam mroźną, błękitną nicość…

Nagle chmury się rozstąpiły – zabłysło słońce.
Świat zaczął zmieniać swoje oblicze, a krajobraz z każdą chwilą stawał się coraz bardziej rozległy. 

Na wschodzie, po ukraińskiej stronie, jeszcze panowała radosna, zimowa sielanka… Po zachodniej – złowrogi mrok spowijał ziemię.

A pomiędzy – nad Bukowym Berdem – wiatr hulał, zwalając z nóg, figlując ze zmrożonym śniegiem i chmurami. 

I tak przyroda, po raz kolejny, sprawiła mi niespodziankę. Bo też i z fotografią przyrody tak już jest, że – parafrazując słowa Foresta Gumpa – wyjście w teren jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co ci się trafi.