Szukając zimy. Bieszczady.
Styczeń w Bieszczadach. Wydawałoby się, że głównym zmartwieniem o tej porze mogą być zaspy śniegu nie do przebrnięcia, zamiecie, zasypane drogi i szlaki. Łańcuchy na koła i rakiety śnieżne wylądowały w bagażniku, a nasza dzielna grupa warsztatowa ruszyła w poszukiwaniu białych wyzwań.
Większym jednak wyzwaniem okazało się znalezienie śniegu.
Styczeń bez śniegu?
Śnieg był, ale tylko w górnych partiach połonin. Pięknie prezentował się z dołu. Jednak próby dobrnięcia wyżej kończyły się w gęstym błocie.
W takich chwilach niezastąpione okazały się, jak zwykle, bieszczadzkie potoki, które o tej porze roku były mniej rude od jesiennych liści, ale za to bardziej zielone od mchów porastających głazy.
Puszcza Karpacka we mgle i w śniegu
Na szczęście Bieszczady to nie tylko połoniny i szerokie widoki ze szczytów. Bieszczady to także unikalna puszcza karpacka, szczególnie atrakcyjnie prezentująca się w mglistej aurze. A mgła w lesie to bajka sam w sobie. Wilgoć wyciąga kolory, które stają się nasycone. Mchy na drzewach zaczynają żyć, a rude dywany liści stają się misterną mozaiką.
I w końcu spadł śnieg! Puszcza zaledwie w kilka chwil przeistoczyła się w baśń o Królowej Zimie.
W takich chwilach trudno przejść obojętnie obok tych niezwykłych cudów natury jakimi są drzewa w ich naturalnych pozach, skrętach i pokłonach.
Wreszcie zima na Połoninach
Bo też i w końcu przyszedł oczekiwany przymrozek i spadł wreszcie śnieg. Bo białym dywanie znacznie milej i łatwiej było wejść wyżej, aż na połoninę. Szliśmy ciesząc się pięknem wokoło, co dwa metry przystając i szukając nowych kadrów. Na górze otuliła nas mgła. Preludium do widoków, które były ukoronowaniem wędrówki, były potwierdzeniem, ze nie warto ślepo wierzyć prognozom, które straszyły wiatrem i deszczem.
Tylko pakować plecak i ruszać w teren.